Bo jak deszcz pada, to też może być spoko…

Tak miało być… wszystko się dzieje po coś… po każdej burzy wychodzi słońce… jest w naszym języku sporo takich zdań na sytuacje, kiedy świat się wali albo po prostu coś się chrzani, a chce się kogoś pocieszyć lub samemu znaleźć dobre strony złych sytuacji. I są ludzie, którzy mają jakby w genotypie zapisaną umiejętność widzenia szklanki do połowy pełnej czy szukania plusów tam, gdzie deszcz nawala tak, że już nie ma suchych rzeczy a serce roztrzaskane jest w drobny mak. Ale i im czasem bywa ciężko myśleć, że wszystko ma jakiś sens. Są też ludzie, którzy nawet w dobrych sytuacjach widzą więcej szarości niż różu, tak na wszelki wypadek albo dla zasady, żeby w razie jak się jednak popsuje, to zawód był mniejszy… jakby to było takie proste. Ale widzenie czy docenianie dobrego pośród złego, dostrzeganie dobrych stron fackupów czy znajdowanie powodów do małych radości brnąc przez bagno, które pachnie średnio to też mówiąc korpo językiem cenny skill. A jak to z umiejętnościami bywa, można je trenować, wzmacniać, praktykować… No bo na przykład gdyby się zastanowić jakie są plusy sytuacji, w której wali Ci się związek i wiesz już, że jedynym ratunkiem jest rozstanie, to można dojść do wniosku, że to szansa na motyle w brzuchu w nowym związku… na spotkanie człowieka, który będzie kompatybilny i wystarczający… to  motywacja do rozwoju… to więcej czasu dla siebie… to możliwość życia na wyłącznie swoich zasadach i tak mogłabym mnożyć w nieskończoność, bo każda sytuacja ma swoje dobre i złe strony. I zawsze jest jakieś wyjście. Co wcale nie znaczy, że każde jest dobre.

A co jeśli facet po 3 tygodniach randkowania, nagle przyparty do muru mówi, że jednak chemia nie teges i że w sumie to on to wie od 2 tygodni, ale jakoś tak się nie składało, żeby pogadać… to okazuje się, że lepiej po 3 tygodniach niż po roku… że w sumie to jego strata… a właściwie to świat jest pełny fajnych ludzi, którym chemia z nami jednak gra… i to jest jedna metoda. Ale może w dniu, w którym jegomość doznaje oświecenia, w obszarze pana szanownego plusów jest niewiele, ale np. kot dziś trafił do kuwety, lawenda zakwitła, szef klepnął prezentację produktu a na obiad w korpo bufecie był ulubiony łosoś. I to nie jest tak, że w związku z tymi drobnymi plusami ta kluczowa wywałka staje się mniej istotna czy boli mniej, ale zmienia się trochę perspektywa. Bo może świat nie wali się aż tak bardzo. On nie jest księciem z bajki albo przynajmniej nie jest z tej bajki. I okazuje się, że są powody, żeby wstać, chcieć, działać i doczekać kolejnego dnia, który może być szansą na nowe rozdanie. I to nie znaczy, że następnego dnia tinder na pewno powie „you’ve got the perfect match”. Ale może po prostu kolejny dzień będzie wystarczająco dobry, żeby się uśmiechać. Żeby skupić się na tym, że słońce świeci. Że koleżanka w pracy przyniosła dziś dobre ciasto. A klient nie wywalił w kosmos naszego projektu. I to też nie znaczy, że szukanie plusów oznacza anulowanie ważności trudnych doświadczeń czy emocji z tym związanych. Bo emocje są ważne. I są po to, żeby je przeżyć. Doświadczyć. Zrozumieć. Szukanie plusów czy docenianie innych dobrych okoliczności nie umniejsza bólu. Ale pomaga przetrwać. Pokazuje, że przez szparę między zasłonami dostaje się słońce. Że świat nie zawalił się tak zupełnie… że została jakaś wyspa, na którą warto wskoczyć żeby przetrwać. I znów… oczywiście, że są osobowości, temperamenty, którym łatwiej jest dostrzegać plusy czy łapać się tych promieni słońca. Ale na szczęście jest nadzieja dla nas wszystkich. Hallelujah! 😉 Dlaczego mówi się, że szczęście to stan umysłu? Bo wcale nie jest tak, że szczęśliwi są tylko Ci, którzy mają świetną pracę, piękną żonę i super samochód. Szczęśliwi są ci, którzy potrafią doceniać i być wdzięczni za to co mają. I za te małe i za te wielkie rzeczy. I można się tego nauczyć.

Propagatorzy psychologii pozytywnej szacują, że jednorazowy akt wdzięczności wzmacnia poczucie szczęścia o 10% i redukuje objawy depresyjne o 35%. Ale! Żeby było jasne, nie mówię tu o tym, że praktyka wdzięczności jest lekiem antydepresyjnym. Nie! W stanach depresyjnych lekiem jest terapia i/lub farmakologia. Ale świadczy to o tym, że praktyka wdzięczności poprawia dobrostan człowieka i może wspomagać leczenie depresji czy też w łagodniejszych przypadkach poprawiać nastrój. Mówi się nawet, że praktyka wdzięczności może mieć olbrzymi wpływ na stan fizyczny, odporność czy sen. A jak to zrobić? To jest tak proste, że aż dziwne, że aż każdy z nas nie robi tego przed snem. I muszę przyznać, że kiedy nas wszystkich dopadła pandemia, siedziałam przez miesiąc w domu i tęskniłam za „normalną” aktywnością, zaproponowałam koleżankom messengerową terapię wdzięczności Każdego dnia pisałyśmy sobie za co jesteśmy wdzięczne. Za to że jednej mąż zrobił śniadanie, za to że ja miałam czas na trening, za to że sezon „Domu z papieru” mogłyśmy obejrzeć w 3 dni… I myślę, że w dużej mierze to pomogło nam przetrwać. Bo nagle okazało się, że w tej dziwnej, nowej dla wszystkich rzeczywistości każda z nas z łatwością każdego dnia znajduje 3 powody do wdzięczności. I to za rzeczy, których zwykle nie doceniała, a okazały się bezcenne. I „3 dobre rzeczy” to najprostszy sposób praktykowania wdzięczności, który każdy z nas bez wymówek może robić co wieczór. Czy działa? Działa. Nie wierzysz? Sprawdź 😉 Seligman nie może się mylić. I choć to nie jest mój najlepszy dzień w tym roku, to dzięki wdzięczności jest całkiem znośny. Choć smutek mam pod skórą i łza czasem poleci.

Podobne posty:

No Comments

Leave a Reply